poniedziałek, 6 kwietnia 2015

8. Zostaw




- Chcesz mnie zabić ! -wydarłam się z całych sił śmiejąc przy tym jak dzika. 
- Tak, to jedyne, na czym mi zależy - odpowiedział z powagą, jednak zaraz potem zaczął mi wtórować. 
- Chodź szybko, nie po to pędziliśmy na łeb na szyję, żebyś się teraz spóźnił- chwyciłam go za rękę. To było coś niesamowitego. Dosłownie czułam iskry sypiące się z naszych dłoni. 
- Też to czuję- odpowiedział, a uśmiech błąkał mu sie na twarzy. Wiedziałam, co zrobić. I z największą przyjemnością zbliżyłam moją twarz do jego. I już, już miałam poczuć jego usta na moim, gdy..
- Yghmmm.. Przepraszam was gołąbeczki, ale trwa właśnie trening, i z tego co mi wiadomo, Marc, jutro grasz w pierwszym składzie, więc chyba nie chcesz tego spieprzyć. Poza tym, może mógłbym się przyłączyć, tak słodko to wyglądało. - powiedział wielkolud marszcząc śmiesznie brwi. Tak, to Pique. 
- Ej Pique, odwal się co? - odpowiedział Marc ze śmiechem. - Całuj swoją Shakire, a moją dziewczyne zostaw w spokoju. Mógłbyś się chociaż trochę opanować, stary.
- Ejejejeje Shakira, jako że jest w ciąży mi nie pozwala - odpowiedział ze smutkiem obrońca. - Poza tym, ja wcale nie jestem stary. 
Przysłuchiwałam się tej rozmowie z szerokim uśmiechem na twarzy. 
- Przepraszam, ze przerywam, chłopaki, ale jesteście już spóżnieni 15 minut na wasz trening- wtrąciłąm, patrząc na zegarek. Tak, dostałam go od Marca. Złoto- niebieski Rolex. Piękny. 
- Dios mio ! - wrzasnął Pique. - Marc, szybko, chodź !
I nasza trójka ruszyła biegiem w stronę Camp Nou. Dzisiaj był jeden z otwartych treningów. A takie zazwyczaj odbywają się na stadionie. Gdy Marc się przebierał, ja wędrowałam wzdłuż korytarza, oglądając różne tablice z informacjami i  zdjęciami. Zatrzymałam sie przy jednej. To było zdjęcie. Zdjecie kilku małych chłopców. Wśród nich był Marc. Poznałam go od razu. Te piękne, niebieskie oczy.
- Hej - poczułam jego ciepły oddech przy moim uchu. - Chodź na trybuny. 
- Okej.. - odpowiedziałam, a on poszedł pare kroków do przodu- Marc..
- Słucham- zatrzymał się i odwrócił.
- Kocham cię- powiedziałam szybko i podbiegłam do niego, wpijając mu się w wargi. 
- Kocham cię- odpowiedział i objął mnie ramionami. Tak. To moje ulubione miejsce na świecie. 
- Chodź - powiedziałam. Gdy wyszliśmy na murawę, pierwsze co zobaczyłam to piłkarzy na niej, oraz tłum ludzi na trybunach. 
- Zuzu, usiądziesz tutaj ? - odezwał się Marc wskazując na miejsce na zaraz obok trenera.
- Marc, to będzie głupio wyglądało, nie sądzisz ?
- Nie, jesteś moja i chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli. tylko moja. 
- Poczekam tu na ciebie - odpowiedziałam i ostatni raz ścisnęłam jego rękę, gdy on pobiegł na murawę. Miałam teraz chwilę wolnego, więc postanowiłam zobaczyć, jak tam w Polsce. No ale.. przecież nie mam tam nikogo. Teraz mam Marca. I wiem, że to najlepsze co mi się w zyciu przytrafiło. Kocham go. Kocham go najbardziej na świecie. To najważniejsza osoba w moim życiu. Podczas tego rozmyślania o nim, wpadłam na pomysł, że zrobię mu kilka zdjęć.

On zawsze jest uśmiechnęty. Zawsze taki piękny. Nie zasługuję na niego. Gdy tak wpatrywałam sie w te zdjęcia..
- Dziewczyna Marca ? - przerwał mi jakiś głęboki, niski głos.
- Tak.. można tak powiedzieć -uśmiechnęłam się. - Dzień dobry.
- Witam, miło panią poznać. Marc tyle o pani mówi. Cieszę się, że w końcu mogę poznać jego wybrankę. Ah, ale ze mnie nieudacznik, jestem trenerem drużyny, Luis, Luis Enrique. 
- Zuzanna - odpowiedziałam i uścisnęłam wyciągniętą dłoń mężczyzny.
- Zuzanna - powtórzył z tym hiszpańskim akcentem. - Piękne imię. Jest pani..
- Polką. Urodziłam się tutaj, w Barcelonie, jednak większość zycia spędziłam w Polsce.
- Oh. A teraz jest pani spowrotem tutaj.A więc witamy. 
Naszą rozmowę przerwały śmiechy dochodzące z boiska. 
- Przepraszam, sama pani widzi, tych dzieci nie da się upilnować. 
- Proszę mówić mi Zuza. 
- Dobrze, Zuziu.

Trening minął szybko. Gdy piłkarze udali się do sztni, ja wyszłam na parking, żeby tam poczekać na Marca. Oparłam się o samochód i  wyciągnęłam twarz w kierunku słońca. Przydałoby się trochę opalić. Hmmm.. ale miło- pomyślałam. Ostatnio ciągle jest miło. Ale czy ja na to zasługuję ? Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie czyiś śmiech. To Dani Alves i Neymar.
- Ej Zuzu, będziesz na pierwszych stronach magazynów - powiedział ten pierwszy usmiechając się od ucha do ucha. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Patrz tam- odpowiedział Neymar i  wskazał palcem miejsce. - Fotograf. Jest ich tu pełno i pewnie zastanawiają się co taka piekna dziewczyna robi przy samochodzie Bartry.
- Nowiutki temat na pierwsze strony gazet wyczuwam- krzyknął Alves po czym zaczął się śmiać. To jeden z tych śmiechów, którym szybko można się zarazić, więc parę sekund później zwijałam się ze śmiechu razem z nimi. Przerwał nam dopiero Marc.
- A tutaj co za kabaret ? - spytał, także z uśmiechem na twarzy.
- Nasza Zuza pięknie zapozowała na pierwsze strony gazet- wytłumaczył Dani, a Neymar pokazywał moje pozy. Wyglądało to komicznie.
- Człowiek się nawet poopalać nie może- powiedziałam z uśmiechem udając oburzenie.
- Eee Dani, tak poza tym to nie jest nasza Zuza jak to powiedziałeś, tylko MOJA -  Marc rzucił Daniemu wyzywające spojrzenie.
- No dobra dobra, przejęzyczenie, nie trzęś portkami Bartra- i Alves znowu wybuchnął śmiechem.
- Lecimy co Zuzu ? - zapytał mnie Marc a ja kiwnęłam głową.
- To co ? Widzimy się na imprezie wieczorem ? My już Zuze znamy, ale inni też muszą poznać taką wyjątkową osóbke. Nie uznaje sprzeciwu. Koniec kropka. - zakwitował Ney.
- Bardzo mi miło..ale nie wiem czy Marc będzie chciał. - spojrzałam na niego. Uśmiechnął się lekko.
- No, czyli będziecie na sto procent.


***
Parę godzin później

- Na pewno chcesz tam iść ? - zapytał Marc - Jeśli nie, to mów.
Siedzieliśmy na kanapie.. wróć, on siedział, a ja leżałam na jego kolanach. Głaskał mnie po głowie i bawił moimi włosami. To takie przyjemne...
- Marc.. - zaczęłam i wyprostowałam się - oczywiście, że chcę. To takie miłe, że ktoś chce mnie poznać. Znam ich tak krótko, a tak bardzo polubiłam.
- Cieszę się bo wiesz..  w końcu będziemy taką dużą barcelońską rodziną. - pocałował mnie lekko w kącik ust, a potem zaczął się przesuwać, tak, że w końcu połączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Trwało to i trwało...
- O jezu.. brak mi tchu- zaciągnął powietrza Marc. - Idziemy się przygotować, co ?
I w tym momencie zdałam sobie sprawę, ze nie mam prawie żadnych ubrań.
- Hej, co cię stało ? - zapytał Marc. - Spójrz na mnie Zuz.
Podniosłam oczy i ujrzałam troskliwe spojrzenie piłkarza. Tak bardzo go kocham.. ale nie mogę go prosić o tyle rzeczy.
- Nic Marc, wszystko ok - uśmiechnęłam się- To ja idę. Wystarczy mi 40 minut.
Skierowałam się w kierunku schodów, a potem do mojego pokoju. Wykąpałam się, umyłam włosy.
Nałożyłam lekki makijaż, owinęłam ręcznikiem ciało i  zabrałam się za poszukiwanie odpowiedniego stroju. No niestety, nic się nie nadawało. Wtem drzwi do pokoju gwałtowie się otworzyły. Wystraszyłam się jak diabli. Ujrzałam Marca.. stał jak wmurowany. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co właściwie się stało. Spojrzałam w dół i.. byłam całkowicie naga. Sparaliżowało mnie. Podniosłam wzrok na Bartrę. w jego oczach pojawiła się.. miłość ? porządanie ? Wpatrywaliśmy się w siebie całe wieki. W końcu ocknęłam się i chciałam szybko podnieść ręcznik z ziemi. Jednak on znowu był szybszy.
- Zostaw.. Jesteś taka piękna. - powiedział i podszedł do mnie. - Spójrz na mnie.
Nie chciałam. Ogarnęło mnie przerażenie i nieśmiałość. Nigdy nie lubiłam siebie, swojego ciała.
- Boisz się mnie ?
- Nie - odpowiedziałam
- Nie wstydź się.. Jesteś piękna. Chodź- podał mi rękę.



---------------
Jest 8.. miałam go juz dawno, ale brakowało odwagi, żeby udostępnić. Zapraszam <3 :)

niedziela, 27 kwietnia 2014

7. Tu jest !


Opuściłam tylko głowę. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Pytam. Co to jest ?
- Dobrze wiesz.
- Czemu znowu to zrobiłaś ?! - spytał podnosząc głos, który coraz bardziej drżał.  - Dlaczego ?!
- Marc nie krzycz, proszę Cię..
Ścisnął mocniej moje nadgarstki, dokładnie obejrzał. W kółko powtarzał " dlaczego ".. Po chwili przybliżył je do swojej twarzy i zaczął składać na nich delikatne pocałunki. Poczułam, że po ranach spływają łzy. Marc płakał. Nie wytrzymałam. Widząc go w takim stanie, także się rozplakalam. To było silniejsze ode mnie. Nie mogłam patrzeć na jego łzy. Moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków, bolało jak cholera. Marc osunął się na podłogę,  ciągle płacząc.  Byłam na siebie wściekła,  w tym momencie nie miałam ochoty żyć. Zaczął krzyczeć i rzucać przedmiotami.  Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. To było straszne. Nie wiedziałam co mam robić.  Po chwili stamtąd uciekałam, i zamykając drzwi juz prawie dusiłam się od płaczu. Zsunęłam się po ścianie, podwinęłam nogi i objęłam je rękoma.  Nie potrafiłam się uspokoić. Popatrzyłam na blizny po cięciach i wybuchłam jeszcze większym płaczem. W tym momencie do pokoju wbiegł Marc. Gdy mnie zobaczył, od razu podbiegł. Usiadł okok mnie i mocno objął.
- Przepraszam. Ja.. ja nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie powinienem. To ty cierpisz. A ja nie potrafię Ci pomóc. Jestem taki głupi.. Boli mnie twój widok jak płaczesz, tak bardzo chciałbym znaleźć jakiś sposób na to, żebyś nie płakała, żebyś zawsze była szczęśliwa. Ale nie mogę, nie umiem. Ty cierpisz, a ja nie wiem co mam zrobić. - zaszlochał, po czym kontynuował. - Jak zobaczyłem twoje rany, mój świat sie zawalił. Dlaczego chciałaś to zrobić ?Co by było, jakbyś przecięła żyły ? Myslisz, że poradziłbym, sobie bez ciebie ? Nie ! Umarłbym z tęsknoty, o ile wcześniej nie popełniłbym samobójstwa.
Tego było za wiele.
- Marc nie mów tak ! Nie zrobiłbyś tego ! - zaczęłam krzyczeć płacząc.
- Jeśli straciłbym Ciebie, moje życie nie miałoby sensu. Po co miałbym żyć ze świadomością, że już nigdy Cię nie zobaczę ? To męka, a po co się męczyć ? - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale chyba usłyszał jak się rozpłakałam.
- Przepraszam.. ja użalam się nad sobą, a to Ty cierpisz. Nie potrafię sobie z tkym poradzić. Nie wiem, jak Ci pomóc. Jesteś tą jedyną, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.  Muszę wiedzieć, co się wczoraj stało. Musisz mi powiedzieć.
Po tych słowach nastała cisza. Absolutna cisza. Jakby przysłuchać się bardziej, jedyne co wydawało jakiś dźwiek, to nasze serca, które biły jak szalone.
- Chwila słabości.- odparłam po chwili.
- I to przez nią się pocięłaś ? Nie kłam, proszę.
No tak, tym mnie zgasił.
- Nic się nie stało. To moja wina. Zapytał mnie o coś, a ja na niego naskoczyłam.
- Tak nie było. Proszę powiedz prawdę..
- Nic złego sie nie stało Marc !
- Wolę to wiedzieć od ciebie, ale jeśli ty mi nie powiesz,  pójdę do niego i nie będzie za fajnie.
- Janatan... on się martwi. Tylko nie bierze pod uwagę czyichś uczyć. I to bardzo zabolało.  - powiedziałam juz spokojniej, ale dobrze wiedziałam, że opowiadając mu dalszy przebieg zdarzeń i tak się popłaczę.- Boi się o ciebie, to wspaniały przyjaciel. Nie chce, żeby ktoś cię skrzywdził, ja także. Najgorsze to, że nie zna mnie, a posądził o takie rzeczy. Ale ludzie tacy są, nie znają cie, a mówią o tobie rzeczy,  o których nie masz pojęcia. - powiedziałam jakby do siebie i popatrzyłam na Marca, który bacznie mi się przyglądał. - Nie miałam łatwego życia, ale nigdy się nad sobą nie użalałam, bo wiem, że są ludzie, którzy cierpią bardziej. Wiele osob zna moje życie, moją historie i wszyscy patrzą na mnie przez pryzmat tego co się stało. Gdy ktoś mnie poznaje, nagle zmienia zdanie na mój temat, zaczyna mi współczuć. Tak samo było z dos Santosem. - popatrzyłam gdzieś w dal, a następne słowa skierowałam do swojego ukochanego.- Marc... ja ciebie naprawdę kocham. Nie potrafiłabym cie skrzywdzić. Mam tylko ciebie. Jesteś dla mnie najważniejszy. Rozumiem,  że nie da się zakochać w jednej sekundzie.. nie zasługuję na ciebie. - pod powiekami czułam łzy, ale musiałam być silna.
- Nikt nie jest w stanie pojąć jak bardzo się w tobie zakochałem. Czuje, a właściwie wiem to na pewno,  że to ty jesteś tą jedyną.  Tylko gdy mam ciebie przy sobie jestem szczęśliwy. Wiesz czemu ? - zapytał, a ja przecząco pokiwałam głową. - Bo to ty jesteś moim własnym szczęściem.
- Kocham cie Marc, ponad wszystko.
Nagle wszystko przestało istnieć. Zapadła grobowa cisza, cisza przed nieznanym. Nasze twarze powoli się do siebie zbliżały. Milczeliśmy wpatrzeni w siebie. Każda kolejna sekunda stawała się godziną. ale to mi nie przeszkadzało. Marc odgarnął włosy z mojej twarzy, otarł kciukiem łzy pomieszane z makijażem. Wyczułam jego oddech, był spokojny, opanowany. Odległość robiła się coraz mniejsza, gdy w koncu stało się coś, czego chyba oby dwoje pragnęliśmy. Pierwsze muśnięcie warg. Chcieliśmy więcej, chcieliśmy, żeby ta chwila się nie kończyła. To było za piękne.On był taki piękny, kochany, MÓJ. Chwila wytchnienia, a potem.. dłuższy, gorący pocałunek.
Nie potrzebowałam niczego więcej, miałam Jego, jego miłość. teraz może być juz tylko lepiej. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie. Długie, głębokie i lekko zaniepokojone spojrzenie. Jednak po chwili nasze twarze ogarnęła radość i uśmiech.
- Dziękuję..
- Chodź do mnie. - rozłożył ręce, a ja szybko się do niego przytuliłam. Mogłabym wieczność przesiedziec w jego silnych, a zarazem delikatnych i czułych ramionach. Były dla mnie ukojeniem, zapominałam w nich o całym bożym świecie. Czułam się taka bezpieczna. Marc gładził mnie po włosach i składał delikatne pocałunki na skroni. Wdychając jego zapach i wsłuchując się w bicie serca moje powieki powoli się zamykały. W końcu, po chwili ogarnął mnie sen.

***
Marc

To chyba najpiękniejszy dzień mojego życia. Debiut w Barcelonie w porównaniu z tym, to pestka. Czuję się szczęśliwy, i spełniony. Tak długo na to czekałem. Ten pocałunek.. był lepszy niż mogłem sobie wyobrazić. Teraz moze być już tylko lepiej. Zaufała mi, pokazała, że mnie kocha. Teraz śpi, moja kochana, mała myszka. Dla niej ten dzień był tak samo emocjonujący jak dla mnie. Jest taka słodka jak śpi, taka bezbronna. Chciałbym zawsze mieć ją przy sobie, zawsze jej bronić. Wsłuchiwałem się w jej spokojny oddech i bicie serca.
Nie mogliśmy przesiedzieć tak całej nocy. Postanowiłem przenieść ją na łóżko. Zrobiłem to bez najmniejszego problemu. Ułozyłem jej głowę delikatnie na poduszce, przykryłem kocem. Odgarnąłem kosmyk włosów z jej twarzy za ucho, pogładziłem po włosach. Złożyłem kilka delikatnych pocałunków na jej ustach. Przyjrzałem się jej ostatni raz i gdy miałem wyjść z pokoju, przypomniłem sobie, ze nie życzyłem jej dobrych snów. Wczołgałem się na łóżko i szepnąłem do ucha 4 słowa. Uśmiechnęła się przez sen. Po chwili poczułem jak ściaska mój nadgarstek.
- Zostań. - wyszeptała. Byłem oszołomiony tym co usłyszałem. - Zostań Marc, potrzebuję cię.
- Jesteś tego pewna ?
- Jak niczego innego.
Ułożyłem sie delikatnie obok niej i objąłem ramieniem. Trochę się przeraziłem, gdy poczułem jak się trzęsie i jaka jest zimna. Odwróciła się do mnie, a w jej oczach gromadziły się łzy.
- heej, co się dzieje ?
- Ja.. ja nie potrafię sobie wyobrazić sobie życia bez ciebie.
- To o to chodzi. Proszę się, nie płacz..
- Łatwo ci mówić.
- Nie musisz sobie wyobrażać Zuz.. Bo nigdy tak nie będzie. Tylko Ciebie kocham, i będzie tak zawsze. Mojej miłości nie przekreśli nic, nawet moja śmierć. Pozostawię po sobie dowody mojego uczucia, gdy już mnie zabraknie.
- Marc prosze cię... - załkała i mocno się we mnie wtuliła.

***

Przycisnął mnie do siebie. W tym momencie nasze ciała połączone były w jedną, spójną część. Zaciągałam się zapachem jego perfum. Nasze oddechy trochę się uspokoiły. Zmęczenie i wrażenia dały nam po kościach i nie minęła chwila, a nasze powieki były już zamknięte. Ten dzień zakończył się najpiękniej jak tylko mógł.

***
Następnego dnia, ranek.

Ten dzień zapowiada się cudownie. Obudziłam się wcześnie rano i ujrzałam Marca.
- Długo juz nie spisz ? - zapytałam.
- Z tobą czas nie istnieje..
- Kocham Cię..
- Ja ciebie mocniej ! Wiesz, że jesteś słodka jak spisz ?
- Marc.. - posłałam mu gniewne spojrzenie.
- Chyba musze uciekać !
- Bój się !- krzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką, jednak ten szybko zniknął za ścianą. -I tak cię znajdę Bartra ! - chciałam wyjść z pokoju jednak szybko znalazłam się w ramionach obrońcy.
- hahahha mam cię ! I co by tu z tobą zrobić ?... wiem ! - odparł po chwili i szybko ruszył ze mną na rękach w stronę drzwi na taras.
- Puść mnie idioto ! - darlam się wnieboglosy.
- Oj, ktoś tu przesadził ! Trzeba cie ukarać. - wyszedł na zewnątrz i udał się w stronę basenu.
- Tylko spr.. - Nie dokończyłam bo w tym samym momencie znalazłam się w basenie. Szczęście, ze woda była dość ciepła.
- Pożałujesz tego Bartra !
- Tak, tak.. to pani ładnie się teraz ogarnie a ja pójdę zrobić śniadanie.  A! przynajmniej nie musisz się już myć ! - rzucił na odchodne.
Co za idiota, pomyślałam, ale kochany idiota. Jak juz tu jestem to sobie popływam. Spedziłam w basienie dobry kwadrans, po czym poszłam się ogarnąć. Założyłam suche ciuchy, rozczesałam mokre włosy i nałozyłam delikatny makijaż. Wyszłam po cichu z pokoju i udałam sie w stronę kuchni. Na widok Marca krzątającego się po kuchni kąciki ust same się podniosły. Zauważyłam że skonczył swoją robotę, więc szybko schowałam się za rogiem.
- Zooooozooool śniadanie gotowe !
Wyszłam zza ściany z poważną miną, ale widok obrońcy całego w mące mnie rozczulił.
- Mmmm, ale pysznie pachnie, co to takiego ?
- Naleśniki z nutellą i truskawkami - odparł dumnie.
- Mój własny kucharz - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Dla Ciebie wszystko, mam nadzieję że będą smakowały. Poza tym, mówiłem ci że trzeba Cię trochę utuczyć. Moja dziewczyna nie może być taka chuda.
Chwila.. Czy On właśnie.. nie, to nie jest możliwe..
- Słucham ? - prawie udusiłam się kawałkiem truskawki.
- A, tak.. Zostaniesz moją dziewczyną ? - spytał patrząc mi prosto w oczy.
- Ja.. ja nie wiem co powiedzieć. Ja nie mogę Marc, nie zasłuu.. - nie dokończyłam, ponieważ Marc zamknął mi usta pocałuniem.
- Kocham Cię Zuzu.. ile razy mam ci to powtórzyć ?
- Ja Ciebie też Marc, ponad wszystko. - po czym oddałam pocałunek.
- Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie !! - krzyknął.


Skończyliśmy jeść śniadanie, posprzątaliśmy i udaliśmy sie przed telewizor.
- Zuz, mam do ciebie pytanie..
- A więc słucham..
- Czy chciałabyś pójść dzisiaj ze mną na trening ?
- Ja chyba nie powinnam..
- No nie daj się prosić- zrobił minę kota ze shrek'a.
- No dobra, nie czaruj.. A o której masz ten trening ?
- O 12 - uśmiechnął się.
- To nie żeby coś , ale mamy 15 minut- dodałam z powagą i wstałam z kanapy.
- Żartujesz sobie !
    - Tam jest zegar..
    - Cholera jasna ! Gdzie moja torba ?
    - A skąd ja mam to wiedzieć ? - zaśmiałam się. Biegał po domu jak oszalały, a torba leżała tam gdzie zawsze.
    - Marc !
    - Chwila ! Gdzie ona może być ?
    - Maarc ! - już nie wyrabiałam ze śmiechu.
    - Słucham ?!
    - Tu jest ! - wybuchłam śmiechem.
    - Jezu.. Chodź szybko..
 Wsiedliśmy do auta i łamiąc chyba wszystkie przepisy drogowe dojechaliśmy pod Camp Nou.
   


                             ----------------------------------------------------------------

Boże ! Jestem ! W koncu.. przepraszam, że tak długo mnie nie było.. Nie wiem czy ktoś to wgl czyta.. rozdział był już napisany, dawno temu, ale niestety coś sprawiło że się usunął, raz, drugi, trzeci, aż w końcu nie wytrzymałam i rzuciłam to wszystko tutaj, bo ileż można -,- Powracam i obiecuję że teraz już będę na bieżąco ! ^^ co do rozdziału to kompletna klapa, przepraszam..
Już prawie 1500 wyświetleń, OMG <33 dziękuję z całego serducha :)
Liczę na jakieś komentarze.. jest ich strasznie mało, co wiąże się z brakiem motywacji :(
Jeszcze jedna sprawa.. najsmutniejsze..
Tito, mimo tego, że nie znałam Cię osobiście, jesteś dla mnie wielki... Twoja strata boli, byłeś cudownym człowiekiem.. Zawsze będziemy o Tobie pamiętać, o tym, co dla nas wszystkich robiłeś.. Przegrałeś najważniejszy mecz, ale nie przegrałeś z chorobą, dzielnie walczyłeś, nie poddałeś się..
Będziemy tęsknić.. Spoczywaj w pokoju :'( <3

"Widocznie niebo potrzebowało bohatera,
Kogoś takiego jak ty.."

piątek, 7 marca 2014

6. Co to jest ?



Marc


***


Podjechałem pod dom, zaparkowałem auto Jonathana i szczęśliwy czym prędzej udałem się w stronę drzwi. Już chciałem pochwalić się szansą, jaką otrzymałem od trenera, jednak mój dobry nastrój ulotnił się, gdy zobaczyłem dos Santosa. Siedział z opuszczoną głow głową i gadał coś pod nosem. Nie zwrócił uwagi na to, że wszedłem do domu. Ocknął się dopiero wtedy, gdy zapytałem, gdzie Zuzia. Wstał, bez słowa. Na jego twarzy widać było smutek pomieszany z żalem, bólem i współczuciem. Wziął klucze, podszedł do mnie i powiedział :
- Kocha Cię, nad życie. Nie skrzywdź jej.
Po czym tak po prostu wyszedł.
Popatrzyłem na kanapę, gdzie siedzieli zanim wyszedłem. Jej tam nie było. Obróciłem się w stronę drzwi. O co mogło mu chodzić ? Nie wiedziałem, jak mam się zachować. Nie rozumiałem sytuacji. Stałem tak dłuższy czas, zastanawiając się co mu odbiło. Jeśli chciał mnie zaskoczyć, to nie udało mu się. Przecież ja wiem, że nie mogę jej skrzywdzić. Ba ! Ja tego nie chcę. Nigdy. A jeśli stałoby się tak, to nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie wiem co bym bez niej zrobił. Nie wiem, co zrobiłbym, gdyby odeszła.


*

Jego głowę zaprzątały różne myśli. Różne straszne myśli. Bał się, że kiedyś go zostawi. Nie poradziłby sobie wtedy. Nie umiałby bez niej żyć. Nie miałby siły na życie. Ona jest jego siłą, motywacją. Dopiero teraz dotarło do niego, jak wielu rzeczy się bał. I prawie wszystkie związane były z Zuzią. Kiedyś liczyła się tylko piłka, koledzy, imprezy. Teraz te wszystkie rzeczy spadły na drugi plan. W parę dni jedna osoba odmieniła jego życie.

Z jego oczu mimowolnie popłynęły łzy. Westchnął głęboko, otarł policzki i czym prędzej pobiegł do jej pokoju. Była tam, leżała na łóżku. Nie przykryta, dalej w tych samych ciuchach co przedtem. W łazience świeciła się lampa. Poszedł ją zgasić. Poruszał się cicho, nie chciał jej obudzić. Ale nie wiedział, co zrobiła parenaście minut temu. Podszedł do jej łóżka i nakrył. Przyglądał się jej bez końca. Była taka piękna, bezbronna. Odgarnął włosy z jej twarzy, po czym złożył na niej kilka pocałunków.
Wychodząc z jej pokoju poczuł się jakoś dziwnie. Czuł, że coś go ominęło. Co mogło stać się, gdy pojechał ?
- Nie myśl o tym teraz idioto, może jutro wszystko się wyjaśni - skarcił sam siebie.
Było już późno, wiele się dzisiaj działo. Marc był wykończony. Stał pod prysznicem i myślał. Bolała go głowa, do oczu cisnęły się łzy. Czuł dziwne ukłucia na klatce piersiowej. Albo może inaczej, po prostu bolało go serce. W końcu emocje puściły, popłakał się jak dziecko. Teraz wiedział, ze nie moze pozwolić, żeby Zuzi coś się stało, albo żeby odeszła.

Położył się na łóżku, jednak za nic w świecie nie mógł zasnąć. Cały czas o niej myślał. Najchętniej poszedłby do niej i spał razem z nią. Otuliłby ją ramieniem i nie pozwolił, by coś jej się stało. Ale nie mógł tego zrobić, to byłoby nie w porządku. Sen zmorzył go dopiero około 2 w nocy.


*

Następny dzień - rano.

*

Obudziłam się o 6. Na zewnątrz było jeszcze ciemno. Idealna atmosfera do rozmyślania. Ostatnio robiłam to bardzo często. Szkoda tylko, że moje myśli w większości nie były zbyt pozytywne. Przypomniała mi się wczorajsza "rozmowa" z Jonatanem. Było mi przykro, przeżyłam małe załamanie. I zawsze będzie mi to przypominała blizna na nadgarstku. Będzie mi mówiła o mojej miłości. Jest jednak pewien plus. To, co stało się wczoraj bardzo umocniło mnie w przekonaniu, że zrobię wszystko, dla Marca. Postanowiłam, że nie opowiem wczorajszej sytuacji Bartrze, wiem, ze będzie nalegał, nie mogę. Nie mogę zepsuć jego przyjaźni. Już wiele chaosu narobiłam, czas na odkręcenie tego wszystkiego.

Wstałam, wzięłam zimny prysznic i postanowiłam zrobić śniadanie. Postawiłam na naleśniki z nutellą i do tego gorąca czekolada, którą kocha nad życie. A poza tym, trzeba trochę go utuczyć.
Gotowe śniadanie ułożyłam na tacy i poszłam do pokoju Bartry. Przed wejściem upewniłam się tylko, czy nie widać mojej blizny, która jeszcze się nie zagioła. Poprawiłam bransoletki, naciągnęłam rękaw od swetra i po cichu otworzyłam drzwi. Gdy zobaczyłam jak słodko śpi, po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem, że go znalazłam, że mnie pamięta.Odstawiłam jedzenie na półkę i podeszłam do łóżka. Delikatnie chwyciłam jego dłoń i przyłożyłam do policzka. Uwielbiałam czuć ciepło jego dłoni. Wiedziałam, ze zawsze mogę być przy nim bezpieczna, że mnie obroni. Jest lekiem na wszystko. Marc powoli się przebudzał, w końcu otworzył jedno oko.
- To ty ? - zapytał zaspanym głosem.
Był taki słodki i kochany.
- Co ty tu.. ? Nie śpisz już ? Która godzina ?
Pokręciłam tylko głową i lekko uśmiechnęłam.
- Wiesz co, taki początek dnia to ja chcę mieć zawsze - powiedział z uśmiechem - Chodź tu do mnie.
Usiadłam na brzegu łóżka, a ten chwycił mnie i położył obok siebie.
- Kocham Cię, wiesz ? - zapytał.
- Hmm. Nie, nigdy nie mówiłeś.
- Kocham Cię najmocniej na świecie, nad życie. Jesteś moim skarbem, motywacją, inspiracją. Moją siłą do źycia. Kocham Cię tak bardzo, że aż boli. Nie wiem jak mógłbym to porównać do czegoś, bo nic tak na prawdę nie jest w stanie temu dorównać…
Po tych słowach serce mocniej zabiło. Złożyłam na jego ustach kilka delikatnych pocałunków.
- Dobra koniec tych czułości. Mam tu coś dla Ciebie - powiedziałam, po czym wstałam z łożka i podałam brunetowi tackę ze śniadaniem. Widziałm te malutkie iskierki w jego oczach na widok gorącej czekolady.
- Ej ej, bo będę zazdrosna - zaśmiałam się.
- Wybacz, to moja druga miłość. Ale nie dorównuje tej do Ciebie. - powiedział, po czym zabrał się za jedzenie.
Po skonczonym posiłku pogłaskał się po brzuchu i stwierdził, ze jak tak dalej pójdzie to przytyje i , jak on to ujął " nie będzie atrakcyjny ". 

*

Dzień minął bardzo szybko. Siedzieliśmy właśnie w salonie i przytuleni do siebie oglądaliśmy jakiś serial. Marc nagle zerwał się i powiedział, ze zaraz wróci. Powiedział tylko, żebym poczekała. Myślę sobie " ok ". Nie było go chyba 30 minut. Zdążyłam się wynudzić za wszystkie czasy. Nagle z głośników poleciała piosenka. I to nie byle jaka. Czekałam na dalszy rozwój sytuacji, gdy zza ściany wyskoczył Marc, przebrany za autora piosenki. Kapelusz, kamizelka, koszula i czarne spodnie. W ręku trzymał drewnianą łyżkę.

- Nigdy wcześniej tego nie robiłem, to dla Ciebie !Ta piosenka opisuje jest właśnie o Tobie !
 

Poruszał bioderkami jak modelka i gdy zaczęła się pierwsza zwrotka zaczął śpiewać


Oh her eyes, her eyes
Make the stars look like they’re not shining
Her hair, her hair
Falls perfectly without her trying
She’s so beautiful
And I tell her every day

Yeah I know, I know
When I compliment her
She won't believe me
And it's so, it's so
Sad to think that she don’t see what I see
But every time she asks me do I look okay
I say

When I see your face
There’s not a thing that I would change
Cause you’re amazing
Just the way you are
And when you smile,
The whole world stops and stares for a while
Cause girl you’re amazing
Just the way you are


Potem śpiewaliśmy już razem. Uśmiałam sie jak nigdy. To było takie piękne. Nie zapomnę tego do końca życia. To z pewnością będzie jedno z najwspanialszych wspomnień.
Po naszym jakże wspaniałym występie poszliśmy zrobić coś na kolację. Postawiliśmy na pizze, ale taką własnej roboty. Po półgodzinnym bawieniu się w kuchareczki stwierdziliśmy, że nie ma co. Zamawiamy jakąś gotową. W oczekiwaniu na posiłek, znowu oglądaliśmy jakieś filmy w TV. Wszystko było świetnie, gdyby nie pytanie Marca.
- Co się wczoraj stało ?
- Nic, a co miało sie stać.. - próbowałam skłamać.
- Nie kłam, nie wychodzi ci to.. On coś ci zrobił ?
- Nic się nie stało Marc.
- Powiedz mi.
- Ale co mam ci powiedzieć, jak nic nie było ? - podniosłam ton.
- Ok.. nie denerwuj się.
Rozmowę przerwał dzwonek do drzwi - pizza przyjechała. Bartra poszedł otworzyć, a ja poszłam naszykować talerze. Po chwili wszedł do kuchni z dwoma pudełkami. Przed nałożeniem na talerze podwinęłam rękawy, co nie było dobrym pomysłem. Całkowicie zapomniałam o ranie i gdy chciałam podać Marcowi naszą kolację, ten zamiast chwycić naczynie chwycił mój nadgarstek, powodując tym samym, że rozbiło się ono w drobny pył uderzając o podłogę.
- Co to jest ? - zapytał powoli.


-----------------------
6 rozdział - klapa jak pozostałe :)
Ale od następnego zacznie się dziać :D
Dziękuję za te cudowne komentarze pod 5 rozdziałem <33 to takie miłe ^^ i dziękuję za 860 wyświetleń ^^ myślałam, że na 300 się skończy :D
 zachęcam do czytania http://nunca-me-acuerdo-de-olvidarte.blogspot.com/ :)
i mam prośbę, moze 2..
- moglibyście pomóc mi w tym, żeby tego bloga czytało więcej osób ?
i ta druga to komentarze.. one pomagają, i to bardzo <3
Tutaj tłumaczenie piosenki xd



<rozbraja mnie to zdjęcie xd >

CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!

poniedziałek, 24 lutego 2014

5. Nie skrzywdź jej.

No tak. Znowu się popłakałam. Marc był dla mnie taki dobry. Z każdą sekundą coraz bardziej się z Nim zakochiwałam. Byłam niemalże pewna, że zrobi dla mnie wszystko, tak, jak ja dla niego. Chwyciłam Jego dłoń i przyłożyłam ją do swojego policzka. Co prawda było trochę mokre, ale w tej chwili pragnęłam tylko Jego dotyku. Czując Jego ciepło łzy same poleciały z oczu. Łzy szczęścia i miłości. Marc od razu zaregował.
- Czemu płaczesz ? Nie płacz. Nie lubię tego. Proszę Cię..
- Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakim uczuciem Cię darzę.- powiedziałam, po czym głośno zaszlochałam.
Marc przysunął mnie do siebie. Położył się, po czym ułożył moją głowę na swojej ręce. Teraz nasze twarze były naprzeciw siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy. Patrzyłam w Jego piękne, lśniące, duże zielone oczy. Ta chwila mogła trwać wiecznie. 
- Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie najważniejsza. Poświęciłbym dla Ciebie życie. Nie chcę Cię stracić. Nigdy. 
- Nigdy mnie nie stracisz. 
Marc ponuro się uśmiechnął. 
- Jest jeszcze jedna kwestia. 
- Tak ? - zapytałam zdziwiona.
- Kim teraz dla siebie jesteśmy ?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Kochaliśmy się. Bez sensu było ukrywać to uczucie. Ale.. kim byliśmy dla siebie do tego czasu ? Przyjaciele, znajomi ? Trochę dobiło mnie to pytanie. Chciałam, bardzo chciałam, żeby wyszło z tego coś więcej.
- Marc, ja.. - tylko to zdążyłam powiedzieć, gdy ten zaraz mi przerwał.
- Tak, ja rozumiem.. Nie chcesz. Za krótko się znamy, wiem. Ja poczekam. Jestem głupi. Zapomnijmy.
- Nie... To nie tak. Uspokuj się.
- Przepraszam.. Ja..ja Cię bardzo kocham. Nad życie. I cholernie mi na Tobie zależy. - jego twarz wyraźnie posmutniała. Nie lubiłam tego.
- Uwielbiam uśmiechniętego Marca Bartrę - skwitowałam.
Ten podniósł tylko oczy. Znowu tak na mnie patrzył. Wzięłam jego twarz w dłonie i pocałowałam w usta. Wiedziałam, ze nie wytrzymam bez niego już ani chwili. To było najodpowiedniejsze rozwiązanie.
- A więc ? Co z tym zrobimy ? - zapytał mnie po chwili.
- No wiesz, chyba nie mamy wyjścia. Nasze serca połączyły się w jedność i nie mamy juz wyjścia. - zaśmiałam się. On na szczęście odpowiedział tym samym.

- Takiego Bartrę uwielbiam !
- Oj przestań, bo sie zarumienię.
- Rumiany Bartra.. oo, kochany, chciałabym to zobaczyć- zrobiłam oczy ze shrek'a.
Nasze wyznania zakłócił dzwonek do drzwi.
- Kto to może być o tej porze ? - zapytał Marc.
- No wiesz.. niewiele mogę Ci powiedzieć, bo nikogu tu nie znam, oprócz Ciebie - zaśmiałam się.
- Hmm. 14, to pewnie ktoś z drużyny. Trening skończyli niedawno.
- To ja pójdę do kuchni. Ugotuję coś.
Marc poszedł otworzyć drzwi.  Słyszałam, że z kimś rozmawia,  znajomy głos, ale do kogo należy- nie wiem.
- Niech rozmawia- pomyślałam, po czym zabrałam się za pieczenie babeczek. Wyciągnęłam potrzebne składniki i zabrałam się do przygotowywania słodkości.
- Wszystko super, ale gdzie jest proszek do pieczenia ?
Postanowiłam do niego pójść i się zapytać.  Zapomniałam o tym, że nie jest sam. Wparowałam do salonu usmarowana mąką, na co i Marc i jego kolega wybuchnęli śmiechem. Szanowny Bartra po chwili jednak opanował się i podszedł do mnie, po czym przedstawił.
- Zuzia to jest Jonathan dos Santos, Jona, to jest Zuzia- moja dziewczyna - powiedział z uśmiechem na twarzy, po czym objął mnie w talii i cmoknął w policzek.
Jona podszedł do mnie i przytulił.
- Widzę, że się postarałeś stary- dos Santos szturchnął Bartrę w ramie. -Jest urocza.
Miałam przyjść tylko po proszek do pieczenia, a zasiedziałam się z chłopakami na dobre.   Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i opowiadaliśmy ciekawe historie z życia. Bardzo dobrze dogadywałam się z Jonathanem. On zaraża pozytywną energią i uśmiechem.To było mi potrzebne. Po tylu latach cierpienia i płaczu, nareszcie mam powody do radośći. Może jeszcze będę szczęśliwym człowiekiem. Nie spostrzegliśmy się nawet, że mijała właśnie godzina 18.  Uświadomił nam to Jona, który właśnie dostał wiadomosć, że mają stawić się u trenera.
- Czego on może od nas chcieć ? - zapytał zaskoczony Bartra.
- Raczej od ciebie, ja mam kontuzję - odpowiedział puszczając oczko dos Santos.
- Dobra, to ja lecę ! Mam nadzieję, ze nie zajmie mi to więcj niż 30 minut. Zostaniesz do mojego powrotu Jona ?
- Spoko, no problem. O ile Zuzu się zgadza.
- Pewnie, przynajmniej nie będę sama w tym wielkim domu.
Bartra podbiegł do mnie i cmoknął w czoło, po czym podszedł do Jonathana, który już wystawił policzek.
- Nie, Tobie nie dam buziaka. - powiedział Marc, po czym "jedynie" poklepał go po nim.
- Ejj, a już się cieszyłem. Menda ! - powiedział oburzony.
- Bywa ! Narazie.- po czym wyszedł.
Nie zdążyliśmy nawet usiąść na kanapie, gdy nagle wpadł Marc. Wymachiwał rękami na wszystkie strony.
- Ten grat znowu nie działa ! - zaczął wrzeszczeć.
- Stary, wyluzuj. Ja też mam auto, pojedziemy moim.
- Serio ? Zawieziesz mnie ?
- A mam wyjście ?
- Nie masz.. tylko co z Tobą Zuzia ?
- Ja zostanę... może coś leci w TV.
- Na pewno ?
- Taak ! Jedźcie już, bo się spóźnicie.
Wyszli. No nic, jestem skazana na telewizor. Położyłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam przeglądać kanały. Jak na złość - nic nie było. W końcu zostawiłam jakąś komedię.
- A znajdzie się jakieś miejsce dla mnie  ?
Z przerażenia zeskoczyłam z kanapy.
- Co ty tu... ale, jak to ? Ty przed chwilą ten.. nie ? Co ty tu robisz ? - nie potrafiłam się wysłowić.
- Marc pojechał sam. Uznał, ze nie może zostawić cię samej.
- Nadopiekuńczy głupek.
- Boi się o Ciebie.
- Nie ma o co. - odpowiedziałam, chociaż w głębi duszy cieszyłam się z tego, co właśnie usłyszałam.
- Ja też bym się bał. Gdybym był tak bardzo zakochany jak On w Tobie,  nie pozwoliłbym, żeby jej coś się stało. Starałbym się zrobić dla niej wszystko.  Rozumiem jego zachowanie.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Opuściłam tylko głowę.
- Kocham go..
- Wiem. Ale na pewno nie tak, jak on ciebie. Mówię Ci.
- Tylko nic nie mogę dla niego zrobić. Nie mam nic.
- Jak to nic ? Słyszysz siebie ? Jemu wystarczy tylko Twoja obecność, uczucie. Wiem, ze się juz kiedyś spotkaliście, pamietam jak opowiadał o tym. Już od tamtej pory coś do ciebie czuje. Wtedy cię stracił, teraz by już sobie tego nie wybaczył. Robi dla ciebie wszystko. Nie skrzywdź go.
Po tych słowach nastała cisza. Jona opuślił głowę.
- Jestem mu wdzięczna. Uwierz, też zrobię dla niego wszystko. Oddam za niego życie, bo kocham go. Nikogo nigdy tak nie kochałam.Nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłabym dla niego zrobić. Poza rodziną. Ale ich już nie ma.. Nie ma, rozumiesz ?! Odeszli. 10 lat temu. Byłam sama jak palec. Tyle razy próbowałam się zabić. Straciłam wszystko, rodzinę, pracę, zabrali mi dom. I nikt się nade mną nie użalał. Nikt nie miał najmniejszej ochoty mi pomóc. Ale byłam silna, nie poddałam się. I tego nikt mi nie zabierze. Wtedy, gdy się spotkaliśmy zakochałam się w nim. Miałam tylko Jego zdjęcie. Jedno zdjęcie, które było dla mnie wtedy wszystkim. On był, jest i będzie dla mnie wszystkim. I nigdy nie będę potrafiła go skrzywdzić, bo nie wytrzymam bez niego i sama wiem, jak to jest. Moje życie zadawało mi wiele bólu i wiele krzywd, nikt nie powinien tak cierpieć. Nikomu tego nie życzę. A co dopiero Jemu. I jeszcze z mojego powodu.  Przykro, że tak o mnie pomyślałeś, bardzo przykro.
Kończąc swój monolog, cicho zaszlochałam pod nosem.Nie miałam siły. Wstałam z kanapy i udałam się do swojego pokoju. Pierwsze co, to wzięłam torebkę i wysypując całą jej zawartość znalazłam moją przyjaciółkę. Weszłam do łazienki i znowu to zrobiłam. Tym razem się postarałam. 
Lecz na nic więcej nie było mnie stać. Rzuciałam się na łóżko i rozpłakałam na dobre. Szybko jednak zmożył mnie sen.

*
Jonathana zatkało. Nie mógł ruszyć się z miejsca. Dobrze, że wrócił Marc. Był roześmiany, szczęśliwy, jednak gdy tylko zobaczył twarz przyjaciela mina od razu mu zrzedła.
- Co jest ? Gdzie Zuzia ?
- Kocha Cię, nad życie. Nie skrzywdź jej. - odpowiedział dos Santos po czym wyszedł z posiadłości Bartry.


 






                           -------------------------------------------------------------------------
Mamy 5 :D taki nijaki.. beznadzieny.
I miało być 8, ale nie wiem ile będzie rozdziałów, na pewno więcej .. lubię pisać tego bloga, chodź mi to w żaden sposób nie wychodzi.
Dziękuję za komentarze, to bardzo pomaga <3
i dziękuję za wyświetlenia, już prawie 600 *-*


  CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!!







środa, 19 lutego 2014

4. Nie chcę "wszystko"..

Po chwili nasze usta oderwały sie od siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy, po czym padliśmy w ramiona. Czułam się przy nim taka bezbronna, szczęśliwa. Zamknęłam oczy. Marc gładził mnie po głowie, składał pocałunki na policzku i szyi. Siedzieliśmy tak parenaście minut. Wystarczało nam swoje towarzystwo. Oby dwoje czuliśmy, że moglibyśmy spędzić tak całe swoje życie. Po chwili Marc ścisnął moją dłoń i powiedział :
- Idziemy. Nie możemy przesiedziec tutaj całego dnia.
Po czym wstał i ruszył w kierunku Camp Nou.
- Ale jak to Marc ? Gdzie idziemy ?
- Narazie to pod stadion. Tam mam auto.
- Nie rozumiem.
- Idziesz sama, czy mam cie wziąć na ręce. - powiedział Bartra śmiejąc się.
- No już, już.
Na szczęście droga na Camp Nou nie była długa.
- Chodź, tutaj mam auto.
- Ale gdzie my jedziemy ?
- Do mojego domu, który teraz będzie też twoim.
- Nie Marc, nie zgadzam się.
- Nie masz nic do mówienia. Jedziemy i koniec.
- Nigdzie nie jadę !
- Zuzia, zrób to dla mnie.
On tak cudownie wypowiadał moje imię. Rozpływałam się słysząc jego głos. Taki delikatny, miękki, z lekką chrypką, którą uwielbiam.
- Nie mogę, to... zdecydowanie da dużo. Nie moge cię o to prosić.
- Nie prosisz mnie o to. Teraz to ja prosze Ciebie, zebyś wsiadła do tego cholernego auta i ze mną pojechała !
- Ale wiem, że tak nie można.
- Tak ? To jakie masz plany ? Bedziesz mieszkała na ulicy, pod mostem czy gdzie ?
Tu mnie miał. Przeciez ja nie mam tutaj domu, mieszkania, czy choćby kogos bliskiego. Gdzie będę mieszkała ? Zostały mi te miejsca, które wymienił Marc. Zrobiło mi sie smutno. Wiedziałam, ze to on ma rację, ale nie mogłam u niego zamieszkać, to byłby problem.
- Nie rób mi tego Zuz.. Przecież wiesz, jak cholernie mi na Tobie zależy i jak bardzo cię kocham. Mimo tego,że Cię nie znam. Zrobiłbym i zrobię dla Ciebie wszystko. Proszę Cię..
Marc wyraźnie posmutniał. Wiedziałam, że mówi szczerze. Nie potrafiłam skonstruowac zdania. Zabrakło mi słów. Opuściłam tylko głowę i podeszłam do niego, po czym lekko ucałowałam w usta.
- Nie chcę Ci robić problemów, a zamieszkując u Ciebie, właśnie to będę robiła.
- Czy ty słyszałaś, co do ciebie powiedziałem ? Posłuchaj się.. Chyba, że ty.. ty mnie nie.
- Kocham Cię Marc, kocham cię ! Bardzo, nawet nie wiesz jak ! Jak mogłeś tak pomyśleć ?- powiedziała krzyczła, po czym mocna przytuliła.
- Zamieszkam z Tobą, poznamy się.
Szczęśliwy Marc odwzajemnił uścisk, po czym odparł :
- No, to teraz wsiadamy do auta i jedziemy do mojego królestwa.
Bartra mieszkał dość daleko od Camp Nou. Jednak szybko dojechaliśmy na miejsce.  Zanim wysiedliśmy z auta chłopak zwrócił się do mnie
- Zuzu.. Od tej pory mój dom, jest też twoim, pamiętaj !
Chciałam powstrzymać się od łez, jednak nie bardzo mi to wyszło.
- Coś nie tak ?
- Niee, wszystko w porządku.- zatrzymałam się, czułam, ze kolejna fala łez napływa mi do oczu, wzięłam głęboki oddech po czym dodałam :
Dziękuję, tak bardzo Ci dziękuję. Za wszystko, co dla mnie robisz, a jest tego tak strasznie dużo.
- Dla osoby, którą kochasz, która jest najważniejsza w twoim życiu zrobisz wszystko prawda ? Właśnie.. Wiedz, ze ja zrobie dla ciebie WSZYSTKO.- znacznie podkreślił ostatnie słowo. A teraz chodź, pokażę Ci twój nowy dom.
Był jak z bajki, marzenie. Znajdował się na górce, z której było widzać całą Barcelonę. Gdy to zobaczyłam, szczęka momentalnie opadła mi w dół, na co Marc głośno się zaśmiał.

Gdy stanęliśmy przed drzwiami Bartra zakrył mi oczy. Poczułam , że weszliśmy już do mieszkania. Marc odsłonił oczy
- Witam w domu. Wreszcie nie będę w nim sam. Mam nadzieję, ze Ci się spodoba.
Jakby inaczej. Było przepięknie. Pierwsze co zobaczyłam, to wypastowane podłogi. Mieszkanie było białe, minimalistyczne, co uwielbiałam.
- Chodź, oprowadzę cię. - skwitował Marc. No, to tu jest salon, z salonu przechodzimy do kuchni, w której spędzam większość czasu i która jest trochę inna niż cąły dom, bo oprócz bieli, czerni i szarości mamy jescze drewno. Potem idziemy sobie do łazienki pierwszej z której mamy widok na Barcelonę. \
Potem do łazienki drugiej



Obok łazienki jest Twój pokój, mam nadzieję, ze będzie Ci się podobał. Rozgość się.








Pokój był niesamowity, taki, jakie uwielbiałam. Jednak najbardziej do gustu przypadł mi ten  fotel

W pokoju miałam też łazienkę. 3 łazienki Bartra, co tak "słabo" - pomyślałam.



- Masz przepiękny dom Marc.
- Mamy przepiękny dom- odpowiedział z uśmiechem. - Chodź, przygotowałem obiad.
Usiedliśmy przed telewizorem i zajęliśmy się jedzieniem. Po kilkunastu minutach nasze talerze były puste, a ja stwierdziłam, że nigdy nie jadłam niczego lepszego.
- Teraz będę gotował Ci codziennie.
- Będę gruba.
- Ja już jestem.
Po tym zaczęliśmy się panicznie śmiać.
- Ty i gruby ?
- No a jak ?
- Przecież ty masz wszędzie mięśnie ! - Podniosłam jego koszulkę i pokazałam palcem.
Nie wiem, jak to zrobiłam, ale siadłam mu na kolanach. W tym momencie Marc zaczął mnie łaskotać.
- Bartraaaa przestaaań ! - darłam się wniebogłosy, ale ten nie chciał przestać. Po chwili jednak spoważniał.
- Mam do Ciebie pytanie- skwitował.
- A więc słucham.
- Opowiesz mi, jak tutaj trafiłaś ?
- To będzie trudne, ale dla Ciebie wszystko. Zaczęłam swój monolog, a Marc cały czas patrzył mi w oczy, słuchając uważnie i nie odzywając się.
- Moje życie tak właściwie zmieniło się o 360 stopni po śmierci najbliższych mi osób - rodziców i brata. Przeżywałam wtedy załamanie, psychiczne i fizyczne. Nie miałam nikogo. Nikt mnie nie pocieszył. Byłam sama jak palec na tym głupim świecie. Nikogo nie obchodziło to, co czuję. Nie miałam dla kogo żyć, nieudane próby samobójcze, zero życia. Tak było przez może 2 lata. Jakoś się ustabilizowało. Potem spotkałam Ciebie. I znowu to samo, depresje, cięcia. Zakochałam się. Zawsze byłeś dla mnie ważny. Nie miałam nikogo, miałam tylko twoje zdjęcie. Mówiłam do niego, żyłam razem z nim. Dla Ciebie byłam gotowa zrobić wszystko, chociaż wiedziałam, że mnie nie znasz. Moje życie nie było zbyt łatwe.Dużo się działo. Ale wiesz, wiedziałam, że jestem zbyt silna, żeby się poddać. Tylko ja mogłam zostać kowalem własnego losu. Musiałam kroczyć naprzód. Mimo przeciwności losu nie mogłam dać pokonać sie życiu. Wiedziałam, że ma ono swój sens i wartość tylko wtedy, gdy będę walczyła o spełnienie pragnień, dążeń, celów i marzeń. Walczyłam. Teraz jestem tutaj. I nie wiem, czy kiedykolwiek Ci się odwdzięczę, raczej nie. Za dużo dla mnie zrobiłeś. Ale będę próbowała. Zrobię wszystko.
Po skończeniu monologu z moich oczu pociekło parę łez. Popatrzyłam na Marca. Siedział jak wryty i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Po chwili powiedział :
- Nie chcę "wszystko".. Chcę tylko Ciebie i to, żebyś mnie kochała.






                                  - ------------------------------------------------------- -

Bla, bla, bla, bla, bla, bla... beznadzieja :) < miałam fazę na te zdjęcia domu xd > przepraszam
Dziękuję za 445 wyswietleń ! jesteście kochani, o ile ktoś to czyta :D
Rodział dedykuję loveblaugrana, która komentuje moje wypociny <3 Dziękuję !
prosze o komentarze, to dodaje odwagi :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!

+ Barca 2:0 City <3



niedziela, 9 lutego 2014

3.Chodź do mnie, przytul mnie.

On ją pamieta, ale to nic w porównaniu do tego, że ON JĄ KOCHA !
- Marc.. Ja, ja nie wiem co powiedzieć - mówiąc to patrzyła mu w oczy, jego piękne, lśniące oczy. Jej poniekąd też lśniły, ale od łez. Łez szczęścia, radości, miłości. Tak, miłości, bo mimo to, że prawie nie znała Bartry, zakochała się w nim na zabój. A teraz, gdy już wie, że on do niej czuje to samo wiedziała, jakie to uczucie, być najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Mimo tylu przeciwności losu, potknięć, bólu, jaki zadawało jej życie, nagle odnalazła sens istnienia, sens, którego wsześniej jej brakowało, czy to po śmierci rodziców i brata -  stracie najbliższych jej osób przeżywała straszne chwile,  a potem sama, pozostawiona samej sobie. Gdy próbowała odebrać sobie życie, okaleczała się kilka razy dziennie, tak, że wkońcu stało się to jej nałogiem. Ale wiedziała, że nie urodziła się, żeby teraz się poddać, nie chciała przegraż walki z życiem. Stawiła czoło światu. Była silna. Człowiek nie jest stoworzony do klęski, człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.
 Mimo tego, że wypowiedział właśnie 2 słowa, te najpiękniejsze słowa jakie można usłyszeć od najważniejszej dla ciebie osoby, ale też 2 najpiękniejsze słowa na ziemi zrobiło się smutno.
- Eeej, nie płacz, bo ja też zacznę - powiedział smutno Marc, po czym zaczął ocierać z jej twarzy łzy.
Uśmiechnęła się ponuro i opuściła wzrok.
- Jeśli nie wiesz co powiedzieć, powiedz 2 słowa, na które chyba najbardziej w życiu czekam. Wtedy, te 5 lat temu wiedziałem, że ta jedyną jesteś właśnie Ty. Nie znałem cię, nic o Tobie nie wiedziałem, nawet nie znałem Twojego imienia. Zuzia ja..
Przerwała mu wtulając się w Jego silne, ale zarazem delikatne ramiona. Był taki czuły. Nie chciała go puszczać. W jego ramionach znikał cały świat, wszystkie wspomnienia, myśli, liczył się tylko On. Czuła, jak bije mu serce, słyszała jego oddech..
Niechętnie się od niego oderwała i patrząc w oczy powiedziała :
- Od tamtego czasu nikt i nic nie liczyło się dla mnie bardziej niż Ty. Moje serce pękło na pół i oddało jedną cześć Tobie. Każdego dnia przywoływałam tamto spotkanie. Budziło mnie Twoje zdjęcie na telefonie. Moje uczucia były i są nie do opisania. Tęsknota, żal, miłość.. W moim życiu wiele się działo, więcej złego niż dobrego, ale Ty zawsze byłeś przy mnie. Kiedy zmarli moi rodzice i brat, zostałam sama, próbowałam się zabić, ale Ty mi pomagałeś. Twoje oczy, spojrzenie.Często się okaleczałam i wtedy przywracałam sobie w myślach nasze spotkanie. Bałam się, że nigdy nikogo nie pokocham tak jak
Ciebie, bałam się samotności, która była nieunikniona. Często z Tobą rozmawiałam, wiesz ? W moim pokoju wisiały same Twoje zdjęcia, którymi chciałam chociaż trochę zapełnić pustkę w moim sercu.
Potem pogodziłam się z tym, ze Cię nie zobaczę, a co dopiero, że nie będziemy razem. Jednak moje uczucie nigdy nie osłabło. Wręcz przeciwnie, cały czas rośnie w siłę. Gdy tutaj przyjechałam, pierwsze co zrobiłam to poszłam na Camp Nou. To miejsce, wspomnienia  zdziałały swoje.. i dlatego mnie tam znalazłeś..
 Gdy skończyła swój monolog popatrzyła na Marca. Ten patrzył na nią wzrokiem pełnym bólu, współczucia, jak i miłości.
- Tylko nie płacz ! Teraz jesteś przy mnie.. Nic Ci nie grozi, jesteś bezpieczna. Nikomu nie pozwolę Cię skrzywdzić !
- Marc.. nie musisz tego robić. Nie rób sobie kłopotu.
- Kłopotu ?! Kocham Cię, zrobie dla Ciebie wszystko !
Ich rozmowę przerwał lekarz.
- Przepraszam. Dzisiaj dzień wypisu ze szpitala. Moze pani wrócić do domu. - powiedział, po czym wyszedł z sali. Zuza zaczęła ciężko oddychać, tępo wgapiała się w podłogę. Przecież ona nie ma domu.. A Marca nie poprosi.
- Coś się stało ? Dlaczego się nie cieszysz ?
- Wydaje Ci się Marc - skłamała.
Wstała z podłogi i zabrała sie za pakowanie.
- Pomogę Ci- skwitował Bartra.
- A Ty nie masz dzisiaj treningu ?
- Niee.. Jestem na zwolnieniu. Ale to dobrze, będę mógł się Tobą zaopiekować, poznać cię, spędzać z Tobą czas.
-  To miłe Marc. Urocze. Dziękuję- powiedziała.
- Tylko mi nie dziękuj, dla Ciebie wszystko
Pakowanie poszło dość szybko. Wyszła z sali i udała się do lekarza po wypis.
Wyszła ze szpitala.
- Czy ty mnie słuchasz ? - zapytał Marc
- Przepraszam, zamyśliłam się..
- Podwiozę cię do domu.
- Nie trzeba,  chciałabym  pochodzić po mieście, zrobię małe zakupy.
- Pomoge Ci.
- Musze przemyśleć parę spraw..
- Rozumiem - uśmiechnął się życzliwie i przytulił.
Znowu ciepło jego ciała, oddech i biecie serca sprawiły że samotna łza spłynęła po jej policzku.
- To ja już pójdę - powiedziała.
- Mój numer masz, dzwoń kiedy tylko dusza zapragnie. Będę czekał.
- Kocham cię - powiedzieli w tym samym czasie.
- Idę już..
Ona poszła w lewo, on w prawo.. Marc spojrzał na nią jeszcze raz..

***
Zuza
Tylko gdzie ja się teraz podzieję ?- zapytała sama siebie. Zobaczyła w oddali jakiś pub.
Tam pójdę, a rano coś się wymyśli. Weszła do budynku.
Całkiem miło - pomyślała.. Siadła sama przy stoliku, zamówiła sok i czekała na poranek. Nim jednak on nastał, wykończona dniem zasnęła.
- Przepraszam psze pani, zamykamy już - powiedział barman.
- Która godzina ?
- 6 rano..
Nawet nieźle - pomyślała.
- Przepraszam za kłopot, już wychodzę.
Gdy opuściła pub skierowała się do parku. Jedyne co wiedziała to to, gdzie jest park, i jak dotrzeć stamtąd na Camp Nou. Wspaniale. O 6 rano nie ma tłoku, więc 10 minut później siedziała na ławce w parku.
Tylko co będzie dalej, gdzie ja pójdę ? - myślała. Przecież ja nie mam domu, nie mam nic.. Znowu płakała.
- Ale jak to nic nie masz ? A ja ? - usłyszała czyiś głos.
Podniosła głowę i zobaczyła Marca.
- Co ty tu ? Jak to..
- Nie mogłem spać, myślałem o Tobie..Nie dzwoniłaś. Postanowiłem pobiegać. A właśnie, czemu nie dzwoniłaś ?!
-  Nie chciałam cię zadręczać..
- I dlaczego siedzisz tutaj sama, wyglądasz tak, jak wczoraj, płaczesz i mówisz, że nie masz się gdzie podziać ? Czy ty..
- Tak.
- Dlaczego nie powiedziałaś ?! Szybko ściągną bluzę i okrył Zuzę.
Kochał ją, ona jego też..
- Dlaczego to robisz ? - spytała.
- Kocham cię ! - krzyknął. Kocham cię na zabój ! Czy to takie trudne ?
Popłakała się...
- Spójrz na mnie
Podniosła oczy, i ujrzała jego pełną dobroci twarz..
- Kocham Cię rozumiesz ?
- Ja ciebie też Marc, nad życie..
- Chodź do mnie, przytul mnie.
Zrobiła to. Ale dopiero potem stało się coś, co do tej pory tylko jej się śniło. Złączyli swoje usta w czułym, pełnym miłości pocałunku.
   


          -----------------------------------------------------------------------------------------

Ale masakra -.- nic mi nie wychodzi.. nikt tego nie czytai nie komentuje :/
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy do tej pory skomentowali rozdziały <3 Daliście mi wspaniałą motywację i szczeście :) Dziękuję <33
+ dzisiaj grają, PO ZWYCIĘSTWO ! *-*










niedziela, 2 lutego 2014

2. Nigdy nie zapomniałem.

Obudziłam się. Poraziło mnie białe światło. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Chwila, ja jestem w szpitalu ! Obróciłam głowę i zobaczyłam jego..On tu jest, czy to tylko halucynacje ?- pomyślałam. Chwila, ale co on tu robi ? Czy on, nie..  Tak, to on mnie uratował ! To był jego głos. Chciałam wstać i mu podziękować. Ale moje plany pokrzyżowały kable i jakieś maszyny. Jedyne co mogłam zrobić to na niego patrzeć. Taki przystojny, delikatny.. jego oczy, takie hipnotyzujące, piękne, aż widać było w nich dobroć.  Patrzyłam tak jeszcze chwilę, Byłam taka szczęśliwa. Świat nagle przestał istnieć. Może to dziwne zakochać się w kimś, kogo się nawet nie zna.. Ale od naszego pierwszego spotkania, te 5 lat temu, wiedziałam, że nigdy nikogo innego nie pokocham.. Tak, można powiedzieć, że znamy się.  5 lat temu byłam na wakacjach w Barcelonie. Zakochałam się w tym mieście, nie chciałam wyjeżdżać, ale dom i praca. Miałam wtedy 18 lat, teraz mam 23 i dalej tkwię w tym uczuciu. Zawsze miałam nadzieję, ze jeszcze kiedyś się spotkamy. Nasze pierwsze '' spotkanie '' było dość komiczne. Zauroczona Camp Nou nie zauważyłam go i wpadłam na niego, po czym wywaliliśmy się oboje. Przepraszałam go parenaście minut, a on cały czas się do mnie uśmiechał. Gdy skończyłam swoje przeprosiny, czekając na wybaczenie, spojrzałam w jego oczy. Wtedy coś we mnie zniknęło, pękło, ale także pojawiło się coś nie do opisana. Nie potrafię wyrazić tego słowami. Staliśmy tak patrząc sobie w oczy. Jak dwa słupy soli. W tamtym momencie nic mnie nie obchodziło. Liczył się tylko on, jego spojrzenie i to, żeby nikt nam nie przeszkadzał. To ostanie niestety się wydarzyło. Nagle do Marca podszedł Tello,  krzyczał tak na niego dłuższy czas, że muszą już jechać i co on sobie wyobraża. Nie byli oni jeszcze tak znani, jak teraz. Bartra nagle "przebudził się", spojrzał na mnie. Chyba chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wydusić słowa. Pokazał jedynie, że już idzie. Ja tymczasem doskonale wiedziałam, co się właśnie stało. Stałam tam jeszcze chwilę. Gdy już odszedł do Tello powiedziałam - Kocham Cię- nawet nie spostrzegłam, że po policzkach spływały mi łzy. On tam stał. Na wspomnienie tych wydarzeń sprzed 5 lat uśmiechnęłam się.  
Podszedł bliżej, położył rękę na szybie i tak nagle wyszedł. Nie wiedziałam co się stało. 
Czy on mnie pamięta ? Nieee, to nie możliwe - pomyślałam. A może wystraszył się tego, co powiedziałam, chwila, czy ja mu właśnie wyznałam miłość ?! 
W tym momencie strasznie zabolała mnie głowa, zaczęłam się dusić. Do sali szybko wbiegł lekarz, za nim ileś pielęgniarek. Wszystko zaczęło mi się mazać. Zemdlałam.

***
Marc 
Ona była taka piękna. Wydawało mi się, że ją znam. Ale nie, to nie możliwe. Mógłbym nie odrywać od niej oczu. Wydaje mi się, że już kiedyś coś takiego przeżyłem, sam nie wiem. Zobaczyłem, ze zamknęła oczy, a potem po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Nie chciałem, żeby płakała. Wiedziałem, że od teraz zrobię dla niej wszystko. Moje uczucie wobec niej- nie do opisania. Rosło i rośnie z każdą sekundą. Nie obchodziło mnie to, ze jej nie znam, nie wiem kim jest. Takie uczucie to chyba miłość, miłość od pierwszego wejrzenia. 
Zobaczyłem, że przygląda mi się. Coraz bardziej płacząc, ale jednocześnie uśmiechając się wypowiedziała słowa, na które chyba najbardziej w życiu czekałem. W tamtym momencie miałem ochotę wbiec do jej sali, wziąć na ręce, wynieść ze szpitala, pojechać do mojego domu i już nigdy nie wypuszczać z objęć. Być z nią do końca życia. Co zrobiłem ? Położyłem rękę na szybie i odszedłem. Musiałem to przemyśleć, chociaż w tym wypadku chyba nie było czego. Zakochałem się i nie mam zamiaru odpuścić. Zrobię dla niej wszystko. 
Pierwszym krokiem było dowiedzieć się czegoś o niej. A potem ? Oby było tylko lepiej. Spod szpitala udałem się do kwiaciarni. W radiu leciało właśnie I'll be there for you. Tytuł opisywał moje uczucie. 

***
 Leżałam na szpitalnym łóżku myśląc o całej sytuacji. Pielęgniarka właśnie pobierała mi krew. Kiedyś nigdy nie dałabym wbić sobie igły w żyłę, ale teraz było mi to obojętne. Gdy już skończyła i wyszła z sali wstałam i podeszłam do okna. Po drodze wzięłam kubek z herbatą. Oglądałam ludzi, niektórzy wychodzili ze szpitala z małymi pociechami, inni zakończyli leczenie. Byli też tacy, którzy ze smutną miną do niego wracali. 
Z zamyśleń wyrwał mnie czyiś głos, męski. Myślałam, ze to lekarz, ale gdy się obróciłam - zamarłam. Kubek wypadł mi z ręki. Tak, w drzwiach stał Marc, z ogromnym bukietem, który prawie go zasłaniał. Gdy usłyszał odgłos tłukącego się szkła, położył bukiet na łóżku i szybko zaczął zbierać kawałki naczynia. Schyliłam się, chwyciałam jego dłonie i spojrzałam w oczy. 

***
Marc
Mam nadzieję, że te kwiaty poprawią jej humor. Stałem  Chodziłem w kółko przed jej salą. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Przed wejściem do sali spojrzałem na nią jescze raz. W tym momencie coś mi sie przypomniało. 5 lat temu wpadła na mnie prześliczna dziewczyna. To była ona. Tak bardzo się cieszyłem. Szybko wszedłem do jej sali. 
- Przepraszam - powiedziałem
Stała i patrzyła się w okno. Obróciła się i upuściła kubek z, jak mniemam herbatą. Rzuciłem bukiet na łóżko i pospiesznie zacząłem zbierać kawałki naczynia z podłogi. Nagle jej twarz znalazła sie naprzeciw mojej. Teraz już na 100 % wiedziałem, ze to ona. 

***
 
- Marc ? 
- Tak, to ja.. 
Przerwałam mu i mocniej ścisnęłam jego dłonie, po czym powiedziałam :
- Dziękuję. Tak bardzo Ci dziękuję. Ja nie wiem. Nie wiem jak ci się odwdzięczę. Po policzku spłynęła mi łza. Łza szczęścia, ale i bezsilności. Bartra położył dłoń na moim policzku.
- Nie dziękuj. I nie płacz. Prosze Cię Zuziu.. 
- Wiesz kim jestem ?
- Tak.  
- Ty..
- Pamiętam. Nigdy nie zapomniałem. Ja, ja Ciebie kocham.
 



                              --------------------------------------------------------------------

Mamy 2 rozdział. Mam nadzieję, ze będzie się podobał chociaż Wam, bo mi niezbyt. 
Dziękuję za 170 wyświetleń ! Jesteście wspaniali :) To bardzo motywuje i pomaga..
Rozdział zostawiam  waszej opinii :* 
+ Barca przegrała, ale DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE, WIERNI PO PORAŻCE <3